wtorek, 4 lipca 2017

When you wish upon the star... Your dreams come true!










Dawno, dawno temu w wielkim pałacu żyła piękna księżniczka o imieniu Lena. Miała piękne blond włosy, uwielbiała nosić suknie, a na głowie tiarę. I mimo swojego młodego wieku była bardzo, bardzo odważna. Razem z nią w pałacu mieszkała jej siostra, Nadia i ich rodzice. Pewnego wczesnego ranka cała rodzina ruszyła w towarzystwie pewnej wróżki, Pameli, aby przeżyć przygodę życia. Wizytę u swoich najbliższych w Disneylandzie. 




Podróż latającym dywanem Alladyna minęła w mgnieniu oka. Nim się zorientowaliśmy, mieliśmy już po naszej prawej stronie wieżę Eiffla. Wylądowaliśmy, podjechaliśmy rydwanem pod pałac, w którym mieliśmy zostać ugoszczeni i niczym strzała – pobiegliśmy przywitać się ze wszystkimi. Pierwszą ujrzeliśmy Myszkę Mini, później Gepetto i Pinokia, i tak spotkaniom nie było widać końca. O 12.30 byliśmy umówieni na osobiste spotkanie z Meridą we własnej osobie, wypiliśmy z nią herbatkę, porozmawialiśmy i pora była nam uciekać w poszukiwaniu kolejnych członków naszej wielkiej disnejowskiej rodziny. Odwiedziliśmy wiele zakamarków, wiele labiryntów i przeżyliśmy wiele, wiele ciekawych przygód. Aż w końcu przyszedł mrok i przyszło nam się pożegnać – nikt nie chciał nas wypuścić i nasi przyjaciele przygotowali dla nas specjalnie piękne przedstawienie. I mimo że było ciemno i wszyscy byli zmęczeni – obejrzeliśmy wszystko do końca – bo było warto. Pomyśleliśmy – tak łatwo się nie poddajemy – szukamy jutro dalej naszej rodziny.







Rankiem, odzyskawszy siły, powędrowaliśmy na ciąg dalszy przygód. Po raz kolejny czekało na nas wiele niezapomnianych chwil, a uśmiech nie znikał z naszej twarzy ani przez chwilę. Po godzinie 12 udałyśmy się na umówione wcześniej spotkanie z Jasmine. Niestety na spotkaniu zabrakło Alladyna, miał niestety wówczas bardzo ważne spotkanie. Niemniej jednak miło spędziliśmy razem czas, wymieniliśmy się prezentami, porozmawialiśmy o wspólnych pasjach i o nas samych. Niestety, ale czas nas gonił i przyszedł czas na rozstanie. Pożegnaliśmy się i pobiegliśmy na spotkanie z innymi księżniczkami i królewiczami. Szukaliśmy, aż trafiliśmy na wszystkich na raz. Przyszła bowiem pora na wielką paradę naszej bliższej i dalszej rodziny. I tak oto zobaczyliśmy Myszkę Miki, Minie i wszystkich ich przyjaciół: Alladyna i Dżina, Guffiego, Pluta, Chip i Dale’a, Szefa Chudego, Jacka Sparrowa… I wielu, wielu innych. Wieczorem, po wspólnej kolacji, udaliśmy się na upragniony odpoczynek i niczym Śpiąca Królewna zapadliśmy w długi sen.


Obudziły nas muskające promyki wschodzącego disnejowskiego Słońca. Wstaliśmy i zregenerowani postanowiliśmy przejść się na długi spacer. Skorzystaliśmy również z pewnego czarodziejskiego pociągu, który zabrał nas w magiczną podróż dookoła parku. Niestety, przyszedł koniec naszej wspólnej przygody. Wróżka Pamela zamieniła dynię w piękną karocę i wróciliśmy tam, gdzie wylądował specjalnie wypożyczony od Alladyna latający dywan. Wsiedliśmy na niego i wróciliśmy spokojnie do naszego własnego pałacu.


W imieniu pięknej księżniczki Leny oraz jej całej rodziny, jak i swoim - chciałabym bardzo podziękować Filmowy Świat Disneya oraz Disneyland® Paris za cudowne i niezapomniane chwile! Dziękujemy również firmom: Follow Me! oraz Lukas Express za przetransportowanie nas swoimi karocami. 


A ja, korzystając ze sposobności, chciałabym przede wszystkim podziękować mojej ukochanej księżniczce Lenie i jej wspaniałej rodzinie. Dziękuję za niezapomniane chwile, za miłe słowa, a przede wszystkim dziękuję za uczynienie tych kilku dni – wyjątkowymi i magicznymi.





Wróżka Pamela








źródło: http://www.mammarzenie.org/marzyciele/6689-Lena/


I know you're gone and life goes on, but I will think of You... I'll think of You!

Jestem załamana i brak mi sił... Dzisiaj stało się coś, czego tak bardzo się obawiałam...Marysiu, moja mała Marzycielko. Śpij słodko Aniołku. Teraz Disneyland jest cały Twój. Zwiedzaj go do woli. I spójrz proszę tam na nas z nieba od czasu do czasu.Marie, my Little Angel. Sleep tight. Now you can DREAM all you want. And remember Disneyland Park is all yours - forever and ever.

Tak brzmiał mój wpis na facebooku, kiedy otrząsnęłam się z pierwszego szoku po stracie Marzycielki. 

Takie chwile są najgorsze dla każdego wolontariusza. Na kilka dni przed zaplanowanym wyjazdem okazało się, że stan mojej Marzycielki się pogorszył. Nie była to dla mnie aż tak szokująca wiadomość, albowiem my, wolontariusze fmm, zdajemy sobie sprawę z tego, jak życie naszych dzieciaków wygląda. Ja to nazywam taką życiową sinusoidą. Niestety na samym pogorszeniu się nie skończyło. Mama naszej słodkiej Marzycielki napisała mi trzy dni później późnym wieczorem SMS o smutnej treści: Marysia nie żyje. 

Nigdy nie jest się z taką informacją łatwo pogodzić. Nigdy nie jest łatwo mi przejść obok takiej informacji obojętnie.

Jak nauczyć się żyć ze świadomością, że nasi podopieczni mogą od nas odejść? Jak następnego dnia wstać z uśmiechem na twarzy i pójść dalej? Jak... Jak...

Nie ma na to jednej odpowiedzi - każdy ma swój sposób.

I jeśli ktoś mi powie, że przecież to nie moje dziecko, że przecież nie przebywasz z nim na co dzień, że co mnie obchodzi kto inny... Wybaczcie, ale brak mi słów na takie komentarze...

Albowiem... Nie, nie jest to moje dziecko, a mój podopieczny. Nie przebywam z nim na co dzień, ale przywiązuję się do takiego Marzyciela bardzo mocno. Mocniej, niż sobie możesz wyobrazić. I co mnie obchodzi takie dziecko? Inaczej nie byłabym wolontariuszem w takiej Fundacji jak ta, gdyby mnie nie obchodziło. I nie robiłabym tego, co robię.

Celem tego postu nie jest wzbudzenie litości, nie oczekuję, że każdy zrozumie na czym polega praca wolontariusza fmm. Chciałabym jedynie przekazać światu, że temat choroby i niestety śmierci towarzy każdemu wolontariuszowi na co dzień i musimy z tym nauczyć się żyć sami. Jestem jedynie wdzięczna, że tworzymy zgraną grupę w oddziale i wspieramy siebie nawzajem. Za co wszystkim wolontariuszom o/Szczecin dziękuję!

//
English version:

I've lost another wish kid and this is what I've posted on Facebook after first shock has disappeared.

Those moments are the worst. Ever. A week before our trip to Disneyland I'd found out that my Dreamer wasn't feeling very well. With every day she felt more and more sick. Chemo wasn't doing it's magic or maybe there was another cause? You can choose from infinitely amount of reasons. We, volunteers of FMM, know that it could happen every second with every Dreamer we have under our wings. I call it sinusoidal life. Unfortunately three days later, mom of that Wish kid, wrote to me - She is not with us anymore.

It will never be easy to understand, to get used to, to get it over with.

How... How can I live with that thought? How can I live with the thought of one of our kids dying? How can I get up the next day with a smile on my face, like nothing has happened.

But it happened.

And when I've heard "Why do you care? It's not your kid. Why are you even being sad about it? Why... Why... I will tell you why...

Because that was my Dreamer. My wish kid. I have an unique bond with those kids. We always get to know ourselves in much quicker period of time. And those emotions are really strong. Perhaps the lack of time is the reason? I wouldn't be doing what I do daily. I wouldn't be a volunteer at FMM if I didn't care. Because I can assure you. Every single volunteer, every colleague of mine, cares. A lot.  

I love what I do. Don't get me wrong. I don't expect that everyone will understand my motivation to do this. I just want you to know that we have to deal with this every day. We have this possibility of our kids not making it. And we have to live with that. There is no one who helps us from the outside. No one. The only one that we have is ourselves. So therefore I would like to say big thanks to my friends and coworkers, co-volunteers at FMM. Thanks guys for creating this group and for being as amazing as you are!  

wtorek, 27 października 2015

Przez żołądek do serca...// The way to a man's heart is through his stomach...


Polish version:

Dawno się nie widzieliśmy, ale… niemniej jednak... poznajcie mojego nowego marzyciela, który chciałby… uwierzcie, albo nie… ugotować coś z Jamiem Oliverem.

Wiem, wiem… Zaraz powiecie… Kto to jest? Też tak zareagowałam za pierwszym razem, choć gdzieś mi się obiło o uszy jak oglądałam kiedyś program TV na jednym z kulinarnych kanałów z moją kuzynką, Basią. Tak kuzynko! O Tobie mowa! Jamie znany jest głównie w Wielkiej Brytanii, skąd pochodzi. Prowadzi tam restaurację m.in. w Londynie, napisał też kilka książek a propos gotowania. Jest znany w swoim świecie jako wielbiciel i zwolennik świeżego, zdrowego jedzenia (szczególnie dla młodego pokolenia), w związku z tym założył nawet fundację pod swoim nazwiskiem. Macie kilka linków, poczytajcie =)


Poznajcie go trochę! Skoro jest on ważny dla jednego z naszych podopiecznych, to jest również ważny dla nas, prawda?

Ok, to może kilka słów o moim marzycielu? Maks ma osiem lat. Jest słodkim chłopcem, jednakże jego i jego siostry choroba nie pozwala cieszyć im się życiem w pełnym rozumieniu tego słowa. A oto relacja z naszego pierwszego spotkania:

Sobotni, letni poranek w mojej i Asi rodzinnej miejscowości zaczął się naprawdę przyjemnie. Pogoda dopisywała, za oknami pogoda idealna na odpoczynek, relaks i spacer. Ruszyłyśmy więc, aby poznać małego Maksa. O Maksie wiedziałyśmy niewiele, mały kucharz, tak to mama określiła. Choć miałyśmy obawy, że Maks okaże się nieśmiałym chłopcem, nasze obawy wyparowały tak szybko jak tylko weszłyśmy do salonu. Nasz marzyciel wskazał nam drogę do kuchni. Patrzymy, a Maks pokazuje nam wszystkie książki kulinarne z przepisami wszelkich znanych kucharzy, o których każdy z nas choć raz usłyszał. I Karola Okrasy, i Pascala Brodnickiego, i Nigelli Lawson, i samego Jamiego Oliviera i tak dalej, i tak dalej. Na dodatek znalazł się po drodze jeszcze nie lada segregator. Segregator pełen wspólnych zdjęć ze wspólnego gotowania z owymi kucharzami, pełen ich autografów, a co zatem idzie niosący ze sobą mnóstwo wspomnień i pozytywnych chwil. A najpiękniejsze było to, że z twarzy Maksa uśmiech nie znikał ani na chwilę. Fascynacja kuchnią okazała się jego największą pasją. Jeden pokrojony banan później, a my ciekawi co nam dalej pokaże Maks.
 Razem z mamą i tatą Maksa, wyszliśmy na ogródek za domem. Tam ujrzeliśmy małą altankę zbudowaną specjalnie dla Maksa. A w środku…  Mnóstwo garnków, mnóstwo ziół, przypraw, czy „składników” na obiad. Cudownie jest patrzeć na takiego małego chłopca i widzieć taką piękną, prawdziwą pasję. Kiedy przyszło do pytania: „Jakie jest Twoje prawdziwe marzenie?” dostaliśmy odpowiedź – „Wspólne gotowanie z Jamiem Olivierem”. W takim razie nie pozostaje nam nic innego, jak wziąć się do pracy i zrobić wszystko, aby udało się spełnić marzenie naszego Marzyciela! Przecież marzenia nie są po to, by je zapisać na kartce i schować do szuflady, marzenia są po to, aby je spełniać!

Wiem, że Jamie ma napięty grafik, próbowałam się nawet kontaktować z Fundacją Make-a-wish w Wielkiej Brytanii, ale póki co – bez powodzenia. Ja napisałam nawet do stacji telewizyjnej w Polsce, która nagrała ostatnio z nim wywiad. Może macie jakieś pomysły by zwrócić jego uwagę w naszą stronę? Zwyczajnie proszę Was – pomóżcie nam!

Kochani, jeszcze jedna sprawa. Minęły dwa lata i dwadzieścia dni. Dwa lata i dwadzieścia dni odkąd zostałam wolontariuszem Fundacji Mam Marzenie O. Szczecin. Przez ponad dwa lata miałam to szczęście, że mogłam zrozumieć co znaczy mieć marzenia. W międzyczasie były rzeki łez, uśmiechy szerokie od ucha do ucha i miłość i nadzieja na lepszą przyszłość. Byliście też i Wy, nasi drodzy marzyciele. Pomogliście mi przejść nie przez jedno w tym czasie. Jestem niezmiernie wdzięczna Wam wszystkim za to, że mogłam spotkać Was w swoim życiu. Dla Was – wielkie dzięki! Bez Was – nie byłoby mnie tu, gdzie jestem teraz. Ale teraz mam możliwość spełnienia swojego marzenia. Możliwość, by zobaczyć coś nowego, poznać nowych ludzi, odkryć coś nieznanego. Zobaczymy jak się los potoczy. A póki co – trzymajcie za mnie kciuki! Do zobaczenia za rok!

English version:

Hi guys! Long time no see, but it’s time for one of my new Dreamers, who wishes to… believe it or not – to cook with Jamie Oliver.

I know, I know… I have heard of his name before, but at first it was like… who is he? Ok, ok, don’t shout. I know now that he is a famous chef, who even has Polish blood at some point! You may know him from television also. I remember watching few episodes with him as a famous chef. I remember I’ve watched it with my cousin Basia, yes girl with you! Anyways guys, he is famous in UK, from where he comes from. He runs in London the restaurant called ’15’. And he has written few cooking books, he stands by fresh, healthy meals and even is a fundraiser of Jamie Oliver Foundation. So… he are some links:


Get to know him guys! He is important to one of my Dreamers, so he is important to us!

So… maybe I would say a few words about this new Dreamer. He is eight. He is a sweet boy, but his and his little sister sickness won’t allow them to breath and live fully. There are few words about our first meeting:

It was a Saturday morning, when me and Jo were supposed to meet our new Dreamer.
It was a beautiful weather outside, therefore we decided to take a walk to see Maks. Despite that we got lost (even though that was our hometown) we got to our Dreamer’s house on time. At least we tried=) We didn’t know much about Maks. “He likes to cook” that’s what his mom told me over the phone. We were a bit afraid that he may be shy at the beginning. But no, no such a thing has happened. We went inside, gave this little boy a “welcome” present, and he didn’t even want to see what is was. Maks showed us immediately his cookbooks collection and his album with famous chefs autographs and their photos with him. We saw books written by Karol Okrasa, Pascal Brodnicki, Nigella Lawson and even by Jamie Oliver and so on, and so on. Those Polish famous chefs’ autographs brought some happy memories, memories that at this time help a lot. And the most important thing is, that we saw Maks smiling all the time. It was such a beautiful view.
 Then, Maks showed us his garden and (built specially for him) summerhouse. There were so many things. A lot of pots, and pans, and herbs and any other “ingredients”. This is so amazing to see this little boy, whose hobby is to cook, or at this time, imagine to cook. It was time to find out what is the biggest of Maks’ dreams, so we asked: “What do you dream about?” And there is was. “Cooking with Jamie Oliver”.
 Please, let us see Maks happy once again and help us make his wish come true.

So… I know that Jamie is a busy man and even Make-a-wish in UK has been trying to get him to meet with their Dreamers, but so far no luck. But guys, maybe some ideas? I even wrote to the Polish tv station, that recently recorded an interview with him! Maybe some ideas even to get his attention? Simply… help us, please!

Guys, one more thing! It’s been two years and twenty days. Two years and twenty days since I became a volunteer at MM Foundation here in Szczecin. For over two years I had this honor to see what really those dreams mean. In the meantime there were rivers of tears, smiles wide as bananas, love giving me hope for better future and those people that I’ve met - showing me that not everyone is a bad person, those Dreamers, who helped me when I had a bad day. I am so grateful that I have met all of you on my path! For those, who I’ve met, who were always there for me… big THANKS! Without you I wouldn’t be the same person as I am now. I owe you! But now, I have the opportunity to make my wish come true. I have the opportunity to make myself a happy girl. To go, to explore, to see what life also means. So we will see how it goesJ Keep your fingers crossed for me, please! See you in a year!

środa, 8 lipca 2015

Surdo Fabulam Narras...*


Ksiądz Jan Twardowski powiedział kiedyś "Śpieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą". Pierwszy raz w mojej przygodzie z wolontariatem w Fundacji Mam Marzenie moja marzycielka odeszła do aniołów. Pamiętam jak dowiedziałam się od lekarza współpracującego z naszym oddziałem fmm, że stan mojej podopiecznej się nagle pogorszył. Szok? Na pewno. Przecież powinnam być przygotowana na taką sytuację, ale nie chodzi tu o fakt samej śmierci, a po prostu o to, że zawsze ze śmiercią takiej młodej osoby jest mi ciężko się pogodzić. Niestety, życie toczy się dalej, a jutro przyniesie kolejny dzień, kolejnych marzycieli i kolejne marzenia...

* Surdo fabulam narras /łac./ - Czas leczy wszystkie rany

// English version:

Father Jan Twardowski, Polish priest and poet once said "Let us love people now they leave us so fast"**. Today I recieved very sad news, one of my dreamers went to heaven recently. I knew it would happened sooner or later, but knowing and understanding are completely two different things. I was shocked when a doc who is working with my foundation told me that her health had declined very suddenly. I know that I should be prepared for those situations, but it always hits me hard. They're kids we're talking about. Today is a very sad day, but tomorrow will bring new memories, new dreamers, new dreams. Because even if God took her to heaven, tomorrow there will other ones, who wants to make-a-wish.

* Surdo fabulam narras /lat./ - Time heals all wounds
**Translated by Maya Peretz

niedziela, 5 lipca 2015

Pośród chmur, czyli marzenie Mateusza // Among the clouds - Matti’s dream

  
Dwa miesiące temu miałam przyjemność spełnić marzenie Mateusza. Nie wiem, czy pamiętacie, ale Matti, 7-letni chłopiec, marzył, aby zobaczyć najwyższe budynki w Paryżu. Kiedy moje koleżanki z fundacji pisały relację i nazwały marzenie „Pośród chmur (…)” nie sądziłam, że trafią w dziesiątkę. Zacznijmy może od początku…

Two months ago I had this very, very pleasure to make-a-wish of 7-year-old boy – Mateusz.  I don’t know if you remember, but Matti had a wish to visit the highest buildings in Paris. When my friends from Make-a-Wish Foundation had been writing a story after our second meeting with Mathew, (the report that we always have to write after our meetings with kids), I haven’t thought that it would turn out to be so true to every word in. The title, Among the clouds, fits right in. Let’s just start at the beginning.




Nasza wspólna przygoda zaczęła się jeszcze przed północą w czwartek. Długi weekend majowy ledwo się zaczął, a my pełni energii wyruszyliśmy w daleką podróż. Matti nieustannie pytał: „Daleko jeszcze?”, „O której mamy samolot?”, „Kiedy będziemy w Paryżu?”. Pytania chłopca coraz bardziej uświadamiały mnie, iż nasza praca nie poszła na marne, a zobaczenie najwyższych budynków w Paryżu to naprawdę największe marzenie Mateusza. Bez większego problemu trafiliśmy na lotnisko. Tam poznaliśmy Agatę, panią pilot, która towarzyszyła nam przez cały pobyt we Francji. To nie był co prawda pierwszy lot Mateusza, ale tym razem leciał samolotem zdecydowanie dłużej niż poprzednio. Matti nie mógł oderwać wzroku od okna w samolocie. A widoki trzeba przyznać były przepiękne. Lecieliśmy pośród chmur, cumulusy rozprzestrzeniały się pod nami tworząc piękny obraz podobny do tych chmur z bajek, tych, na których można było leżeć i marzyć. A marzenia to przecież piękna rzecz!

Our journey together had start at late evening on Thursday. Long weekend had barely begun and we were so ready for a long trip. Matti had asked questions all the time, like: „How long will the trip take?” or „When is our plane boarding?” or „When will we be in Paris?”. Those questions made me realize that we had done a good job, and it was truly Matti’s biggest dream. Without any problems we got to the airport, there we’ve met Agata, our tour guide. It wasn’t Matti’s first time traveling by plane, but this time our journey had been way longer than his previous experience. Matti couldn’t get his eyes out of the view outside the window.  We’ve been among the clouds! Clouds were everywhere below us, creating a really beautiful view like from fairy tales. Dreaming is a really good thing, right?


Myśleliśmy, że pierwszego dnia, zmęczeni całonocną podróżą do stolicy Francji, dane nam będzie odpocząć w hotelu i nabrać sił przed trzydniowym, intensywnym zwiedzaniem miasta. Okazało się inaczej. Zaczęliśmy naszą przygodę od rejsu po Sekwanie. Muszę tutaj oddać pokłony Mateuszowi, dał radę. Ja nie. Oczka zmrużyłam, nie powiem… Na szczęście byłam wcześniej w Paryżu i nic nie przegapiłam! Po około godzinnym rejsie znaleźliśmy się pod wieżą Eiffla, a później z Mateuszem trafiliśmy pod Pałac Chaillot na Placu Trocadero, to z tego miejsca robi się zdjęcia do widokówek z wieżą Eiffla w tle. Tam oczywiście obowiązkowo zrobiliśmy sobie również kilka zdjęć i zmęczeni, choć szczęśliwi, trafiliśmy do hotelu.

We thought that the first day in Paris would be a lazy day. Unfortunately after long trip one-hour cruise on Seine was ahead of us. Matti deserves an obeisance. He did it! He managed to focus during whole cruise. I did not. I have closed my eyes for a moment and fell asleep. It’s good that I have seen it before! That I’ve been in Paris before. After one hour we’ve got to see Eiffel Tower and after that we’ve went to the Trocadero Place. There of course we had to take some pictures, and after that we’d gone to our hotel, finally to have some sleep.



Następny dzień również nie należał do najłatwiejszych. Zaczął się od pytania Mattiego, kiedy zobaczymy Wieżę Eiffla. Oczywiście inaczej nie mogło być, tylko… Naszą przygodę zaczęliśmy właśnie od samej Wieży Eiffla. Chyba najbardziej rozpoznawanego miejsca w Paryżu. Zaskoczona byłam przyznam długością kolejki, która wbrew pozorom była… krótka! Oczywiście krótka jak na kolejki pod Wieżą Eiffla. Ale nic. Troszkę jednak poczekaliśmy. Wjechaliśmy na drugi taras i znaleźliśmy się „Pośród chmur”, a to wszystko dzięki otaczającym nas chmurom i mgle, która panowała nad miastem.

Next day wasn’t easy at all. It all started that day with a Matti’s question about Eiffel Tower. “When are we gonna see it?” He asked. He was so curious about everything, and so wise for his age. He is a first-grader and he already is good at math!  Back to the story. Of course we started that day with the Eiffel Tower. I believe it’s the most popular place in France. I was so positively surprised about the length of the queue. I was short, shorter than I thought it would be at least. We’ve waited of course, but not long. We went up and then we saw the whole city. We’ve found ourselves among the clouds. That was thanks to all the clouds and the fog that was there.

W oddali, we mgle, zobaczyliśmy Tour Montparnasse. Nasz następny przystanek na drodze odkrywania najwyższych budynków Paryża. Ku mojemu zdziwieniu na miejscu znowu mała kolejka, aż niemożliwe wydawałoby się, że tak mała. W ciągu kilku chwil byliśmy na tarasie widokowym, który znajdował się na 59 piętrze budynku. Niestety mgła nie pozwoliła nam zobaczyć zbyt wiele i znów znaleźliśmy się „Pośród chmur”. Zeszliśmy zaledwie trzy piętra niżej, gdzie znajdowała się restauracja i ujrzeliśmy przepiękną panoramę miasta.

In the distance we saw Tour Montparnasse. Our next step on our “highest buildings list”. To our surprise the queue was once again short. A really short one this time. Few moments later we found ourselves on the top of the building. Unfortunately the fog hadn’t allowed us to see much, but we once again were among the clouds. After some time we went three floors down and we saw clear view of town.



Sam taras na 59 piętrze wyglądał jak małe boisko. Mateusz biegał z jednej strony na drugą i wciąż nie mógł nacieszyć się widokiem, jak to sam nazwał „ludzi małych, jak mrówki”. No nic, przyszła pora na następny wysoki budynek w Paryżu i przepiękne widoki, tym razem z tarasu widokowego na Łuku Triumfalnym! Weszliśmy na górę, oczywiście jedyna droga to pokonanie 284 schodów! Chcąc dostać się na dół znaleźliśmy windę, która zrobiła nam psikusa i zatrzymała się po drodze niespodziewanie, na szczęście obyło się na zaskoczeniu i chwilę później byliśmy już na placu pod Łukiem Triumfalnym.

Czyżby dopadło nas zmęczenie? Hmmm… Perspektywa snu brzmiała dla nas kusząco, więc wróciliśmy metrem do hotelu i odpoczęliśmy po długim, ale jakże przepięknym, dniu.

Upstairs on the top of the building Mateusz had been running from place to the other, while searching for the better place to see everything. He couldn’t stop talking about people looking small like ants. Well, it was time for the next stop, Arc de Triomphe. We went up of course by foot. It took us 284 stairs. Fortunately, we were able to use a lift going down! We were so tired, that the perspective of hotel (and sleep of course) sounded like heaven. We took subway and went home. It was a really eventful, but long day.



Po francuskim śniadaniu przyszedł czas na Luwr! Oczywiście Mattiego zaintrygowały przede wszystkim piramidy! Jakże by inaczej! Do środka bez stania w przeogromnej kolejce weszliśmy dzięki Agacie, naszej pani pilot. Agata, wielkie jeszcze raz dzięki! Dzięki za pokazanie „sekretnego przejścia”! Tam kilka ujęć z jednej, z drugiej strony. Spojrzenie jeszcze jedno w górę, piękny widok na Luwr i… pora ruszać dalej, bo czeka nas kolejka na wieżę Katedry Notre Dame. 

After French breakfast it was time for Louvre. Of course the pyramids were the most interesting for Mathew. We went inside without waiting in the long line thanks to our travel agent – Agatha. Big thanks once again! Thank you for showing us the secret pass. One look there, one there and it was time to go to the Notre-Dame tower.



Trafiliśmy metrem pod Katedrę Notre Dame bez problemu. Trzeba przyznać, że mapa metra Paryża jest bardzo przejrzysta i jeśli tylko ktoś ma choć trochę orientacji w terenie i zna język angielski w stopniu nawet bardzo podstawowym to się bez problemu odnajdzie. Polecam język „migowy” i brak oporów przed pytaniem Paryżan – wyjaśniając – część Francuzów „nie zna” języka angielskiego. Podeszliśmy od lewej strony Katedry, aby stanąć w kolejce na wieżę. Niestety, kolejka była bardzo długa, a czas mijał. Postanowiliśmy przedstawić sytuację pracownikom katedry. Przedstawiłam się, powiedziałam, że jestem z Fundacji Mam Marzenie, a oni otworzyli dla nas przejście, serdecznie witając i zapraszając na górę. Bardzo miła niespodzianka i ogromne zaskoczenie, że fundacja jest tak znana na całym świecie! Widoki niesamowite, choć tym razem chmury poszybowały w górę i byliśmy jedynie przez chwilę „Pośród chmur”.

Mieliśmy później chwilę przerwy, więc Agata,  pani pilot, zaproponowała nam wizytę w Centrum Pompidou. Taki nieplanowany pit-stop. Chwila odkrywania świata i trochę nauki poprzez zabawę dla Mateusza. Choć nie obyło się bez przygód, znaleźliśmy jeszcze odrobinę energii i powędrowaliśmy, aby tym razem zwiedzić wnętrze katedry Notre Dame.

Kiedy wędrowaliśmy po wieży Katedry i szliśmy tymi wąskimi schodami tak sobie pomyślałam… Jak ten Quasimodo tam się mieścił?! Na szczęście to była tylko bajka, ale przejścia naprawdę były bardzo wąskie. A schody? Matti naliczył ich aż 819 w dwie strony. Wyobrażacie sobie tyle pokonać schodów na pieszo? Ja od tego dnia – tak!

Niestety pogoda nie dopisywała nam w czasie podróży. Dopiero ostatniego dnia, kiedy to wyszliśmy z katedry, zaświeciło dla nas słońce. Zrobiło się ciepło i przyjemnie. Tylko dlaczego dopiero wtedy?!

Ostatniego dnia, w poniedziałek, przyszła pora pożegnać się z Paryżem i wrócić do Ojczyzny. Czekała nas długa podróż, ponownie dwoma samolotami. Matti zachwycił wszystkich swoimi rysunkami, nawet pani stewardessa była pod wrażeniem! Na koniec, kiedy już wysiadaliśmy na polskim lotnisku, Matti, dzięki „drobnemu popchnięciu Agaty” znalazł się w kokpicie pilotów! Niesamowite wrażenie! A pytanie po jego wyjściu z samolotu brzmiało oczywiście: „Po co tyle tam przycisków?”. Niestety na to pytanie nie znam odpowiedzi. Znam natomiast odpowiedź na pytanie, jak nam się podobało. Odpowiedź jest oczywista – cudownie jest znaleźć się pośród chmur!

We get to the Notre-Dame without any problems. I have to admit that subway map is really a good help. English is really helpful, but some French people can’t speak English much, so therefore “the sign language” is required. We wanted first to go for the tower, but when we saw the queue it was longer than I could’ve ever imagine. But thanks to the fact that we were from let’s call it “Make-a-wish Foundation” we were able to go in without even waiting a second. It was a really nice surprise. Big thanks to the employees of Notre-Dame Cathedral. We of course once again found ourselves among the clouds!
 Make-a-wish Foundation, as it seems, is world-well-known organization. It helps a lot. I know that technically my Foundation is only based on this Foundation, but it would took forever to explain everything, so why bother, as we do the same job, we make little sick kids dreams come true?
 Coming back to the story. We had a little free time, so our travel agent suggested to visit Pompidou Centre. Some unplanned pit-stop. After that, we’d found some more energy and came back to see the inside of Notre-Dame Cathedral.
 You know, I was just thinking. How it was possible for Quasimodo to fit in the slim passages.  Fortunately it was just a fairy. But stairs? Mateusz has counted them all. He counted to 819. (I told you he is good at math, right?) Can you imagine that? Taking 819 stairs by foot? Since that day I do.
 Unfortunately the weather hasn’t been so great. Last day, when we were about to call it a day we went for the ice creams. And sky had become clear, just like that. Of course it was sunny from that moment. Tell me why, please, why just then ?!

Last day, Monday, it was time to say goodbye to Paris. Long way back home was ahead of us. Matti’s drawings has impressed not only all of us, but also a flight attendant. When we landed Mateusz was able to see what’s inside of cockpit. He went inside, saw what he wanted to see and asked me later “Why does it have to be so many buttons up there?” I don’t know the answer to that question. I only know the answer to question if we liked our trip. The answer is „We’ve loved it! It was awesome to be among the clouds!”


Chciałabym podziękować za wszystko naszym sponsorom! Biuro Podróży ITAKA. Nasz główny sponsor wycieczki, na stałe współpracujący z Fundacją Mam Marzenie. Wielkie dzięki za współpracę, za dobry kontakt i szybkie odpowiedzi na moje maile! Agata, powtórzę się niepierwszy raz, dzięki za pomoc!

Dziękuję naszym sponsorom prywatnym! Oby było więcej takich ludzi, jak Państwo wokół nas!

Dziękuję też pomysłodawcom i organizatorom akcji „Dream Icons”. Część funduszy przez Was zebranych pomogła spełnić marzenie Mateusza!

Dziękuję też przede wszystkim Mateuszowi, bez którego nie byłoby takiego pięknego marzenia! Mam nadzieję, że te kilka dni dało Ci siłę do walki z chorobą. Dziękuję też Tobie, Gosiu, za długie rozmowy wieczorami, za dodanie mi odwagi na miejscu, za świetną współpracę i przede wszystkim za takiego fajnego synka!
 At the end I would like to say –  thank you. First of all I would like to thank Travel Agency ITAKA. Our long-term sponsor. Big thanks for our cooperation and so quick answers to my e-mails. Agata, thanks once again!
 I would like to say thank you to all of our individual sponsors. I can’t list all of you. But you make a difference in this world.
 Big thanks to the authors of the “Dream Icons” project. Without you guys it wouldn’t be the same. And I have to say this – you had amazing idea for this project. Thanks guys!

And last but not least big thanks go to Mateusz, without whom this amazing dream would never exist! I hope that those few days gave you strength to fight with your illness and hope, that there is a better future. I would like to thank also Gosia, Mathew’s mom, thank you for those long talks in the evenings, for giving me courage and for your amazing boy!