Ktoś poprosił mnie kiedyś, kiedy
pierwszy raz pojawił się temat mojego bloga, by napisać parę słów o mojej
historii z wolontariatem. Zatem… zapraszam do czytania.
Wolontariat jest naprawdę genialną
sprawą. Jestem wolontariuszką od około czternastego roku życia. Mieszkałam w
kilku miejscowościach do tej pory. Ilekroć się przeprowadzałam, tyle zmieniałam
fundację, w której byłam wolontariuszką. Bycie wolontariuszką daje mi w życiu
wiele radości. Ci z nas, którzy są wolontariuszami, wiedzą jak to jest. W
życiu, jak to w życiu, można trafić na różnych ludzi. Jedni, wdzięczni za
pomoc. Otwarci na ludzi. Drudzy, kompletne przeciwieństwo. Tak, tak… Zaraz mi
powiecie, jesteśmy tylko ludźmi itd. itd. Ale czy nie łatwiej i nie przyjemniej
pracuje się z ludźmi, którzy nie marudzą, lecz współpracują?
Kocham to, co robię. Daje mi to
nadzieję i siłę, by przeżyć każdy kolejny dzień. Czyni mnie szczęśliwą. Tak
łatwo to ja się nie poddaję. Daje z siebie wszystko za każdym razem. Ostatnio,
wzięłam miesiąc “urlopu” od fundacyjnego życia. Stęskniłam się za tym.
Stęskniłam się za moimi dzieciakami. To trochę dziwne, wiem. Oczywiście
musiałam się rozliczyć z dokumentów, czy faktur, ale mimo wszystko, brakowało
mi codziennego kontaktu z wolontariatem. Doszłam do wniosku, że nie wyobrażam
sobie mojego życia bez tego. Bo to stanowi część mnie.
Zaczęłam moją przygodę z
wolontariatem od fundacji zajmującej się pomocą ludziom pochodzącym z biednych,
czasami wręcz patologicznych rodzin. Zapytacie mnie, co może robić
czternastoletnia wówczas dziewczyna? Można pomagać na wiele sposobów. Na
przykład zbierając pieniądze. Jest naprawdę mnóstwo możliwości. Później, kiedy
przeprowadziłam się do innego miasta, byłam wolontariuszką w Domu Samotnej
Matki. Nie mam zbyt dobrych wspomnień z tego miejsca. Zakonnice, które
prowadziły ten dom, uważały, że wolontariat to obowiązek. Spotkania obowiązkowe
wolontariuszy odbywały się w godzinach, kiedy byłyśmy z koleżankami w szkole.
Nie obchodził ich fakt, że niestety, nie mogę sobie ot tak odpuścić zajęć na
chwilę przed maturą. Cóż… nie wszyscy doceniają pracę wolontariusza. Ci mali
podopieczni, te małe istotki, nie były niczemu winne i to dla nich tam byliśmy.
To dla nich warto było się starać. Kiedy miałam dziewiętnaście lat
przeprowadziłam się po raz kolejny. Przeszłam odpowiednie szkolenie, dzięki któremu
mogłam być wolontariuszem medycznym w hospicjum. Tam „spędziłam” ponad dwa lata
swojego życia. Uwielbiam tych ludzi, sam pomysł tego wolontariatu. Z tymi wolontariuszami
i pracownikami hospicjum można konie kraść. Dzięki temu wolontariatowi dałam
radę przejść przez ciężki okres w swoim życiu. Po kilku latach przeprowadziłam
się do jeszcze innego miasta, w którym obecnie mieszkam. Tu zostałam
wolontariuszką Fundacji Mam Marzenie, oraz, wraz z moimi przyjaciółmi oraz naszym
ówczesnym Koordynatorem - o. Grzegorzem - zaczęliśmy prowadzić zajęcia z
wolontariatu pedagogicznego.
Mój obecny wolontariat to zupełnie
coś innego niż moje wcześniejsze wspomnienia. Ktoś kiedyś zapytał mnie, który
wolontariat wspominam najmilej. Odpowiedź jest bardzo prosta. Wolontariat
medyczny w hospicjum. Kocham tych ludzi. Tworzą oni najlepszą społeczność, w
której można pracować. Wiele z nimi można zdziałać, bo są chętni do pracy, są,
w pełnym tego słowa znaczeniu, altruistami, nie wahają się, kiedy ktoś prosi o
pomoc, a na ich twarzach nieustannie gości uśmiech i mimo przelanych łez, kiedy
odchodzi “ulubiony” pacjent, tam aż chciało się wracać. Pamiętam jeden dzień,
kiedy miałam swój “dyżur wolontariatu”. Skończył się on dla mnie bardzo…
smutno. Ale to zupełnie inny temat…
-------------
English
version
Someone had
asked me, when I first brought the topic of writing a blog, to write of what I
have done before, to write about my previous work? So here we go…
Volunteer
work is pretty amazing thing. I do this since I was about fourteen. Few places
to live, so few foundations as well. It still brings me happiness. We,
volunteers, know how it goes. One family, that you help, is really grateful.
Keep smiling still. The others are completely different. There are complains
nonstop. I know, you all will tell me, that we are only humans, and we are all
different. But that doesn’t mean that what me and my friends do, doesn’t
require any communication. And you all know that in addition to have a good
relationship with a family you have to talk and discuss everything.
I love what
I do. It gives me hope, strength to live another day. It makes me happy. So I’m
not giving up so easily. I try my best every time. Lately, after about a month,
when I had a little break from FMM, because of my MSc exam, I missed this! I
missed my little kids. It was weird. Of course I had to account for all of my
recent invoices etc. but I’ve been out of my foundation life. During my absence
I realized that I can’t imagine my life without this. It’s a part of who I am.
I began my
adventure with volunteer work with Foundation, which helps pure families . What
a fourteen-year-old girl could do back then, you ask? You can help in different
ways. By raising money for example. They are a lot of possibilities. It’s one
of them. Then, I was a volunteer at Home for Single Mothers. I don’t have much
good memories from that time. I don’t think that volunteer work is someone’s
obligation. The nuns working there unfortunately thought that it is. Although
infants and other babies were so worth it, to keep going, to keep coming there.
When I was nineteen I moved out to another city. I went through special
training, what allowed me to work at Hospice. I did that for over two years. I
loved this. The idea, the people. It helped me go through tough time in my
life. Then, when I moved out to the city, where I live now, I became a volunteer
at Make-a-wish Foundation and together with my friends I started educational
volunteering.
That’s
completely different than my previous volunteer work. Once someone had asked me,
which one I loved more, the answer is easy. Hospice. Best people to work with.
Best community to do crazy and sometimes almost impossible things. I remember
one day that ended up horrible for me, but … that’s another story for another
day.

Brak komentarzy:
Prześlij komentarz