czwartek, 29 stycznia 2015

The story of my life...








Ktoś poprosił mnie kiedyś, kiedy pierwszy raz pojawił się temat mojego bloga, by napisać parę słów o mojej historii z wolontariatem. Zatem… zapraszam do czytania.

Wolontariat jest naprawdę genialną sprawą. Jestem wolontariuszką od około czternastego roku życia. Mieszkałam w kilku miejscowościach do tej pory. Ilekroć się przeprowadzałam, tyle zmieniałam fundację, w której byłam wolontariuszką. Bycie wolontariuszką daje mi w życiu wiele radości. Ci z nas, którzy są wolontariuszami, wiedzą jak to jest. W życiu, jak to w życiu, można trafić na różnych ludzi. Jedni, wdzięczni za pomoc. Otwarci na ludzi. Drudzy, kompletne przeciwieństwo. Tak, tak… Zaraz mi powiecie, jesteśmy tylko ludźmi itd. itd. Ale czy nie łatwiej i nie przyjemniej pracuje się z ludźmi, którzy nie marudzą, lecz współpracują?

Kocham to, co robię. Daje mi to nadzieję i siłę, by przeżyć każdy kolejny dzień. Czyni mnie szczęśliwą. Tak łatwo to ja się nie poddaję. Daje z siebie wszystko za każdym razem. Ostatnio, wzięłam miesiąc “urlopu” od fundacyjnego życia. Stęskniłam się za tym. Stęskniłam się za moimi dzieciakami. To trochę dziwne, wiem. Oczywiście musiałam się rozliczyć z dokumentów, czy faktur, ale mimo wszystko, brakowało mi codziennego kontaktu z wolontariatem. Doszłam do wniosku, że nie wyobrażam sobie mojego życia bez tego. Bo to stanowi część mnie.

Zaczęłam moją przygodę z wolontariatem od fundacji zajmującej się pomocą ludziom pochodzącym z biednych, czasami wręcz patologicznych rodzin. Zapytacie mnie, co może robić czternastoletnia wówczas dziewczyna? Można pomagać na wiele sposobów. Na przykład zbierając pieniądze. Jest naprawdę mnóstwo możliwości. Później, kiedy przeprowadziłam się do innego miasta, byłam wolontariuszką w Domu Samotnej Matki. Nie mam zbyt dobrych wspomnień z tego miejsca. Zakonnice, które prowadziły ten dom, uważały, że wolontariat to obowiązek. Spotkania obowiązkowe wolontariuszy odbywały się w godzinach, kiedy byłyśmy z koleżankami w szkole. Nie obchodził ich fakt, że niestety, nie mogę sobie ot tak odpuścić zajęć na chwilę przed maturą. Cóż… nie wszyscy doceniają pracę wolontariusza. Ci mali podopieczni, te małe istotki, nie były niczemu winne i to dla nich tam byliśmy. To dla nich warto było się starać. Kiedy miałam dziewiętnaście lat przeprowadziłam się po raz kolejny. Przeszłam odpowiednie szkolenie, dzięki któremu mogłam być wolontariuszem medycznym w hospicjum. Tam „spędziłam” ponad dwa lata swojego życia. Uwielbiam tych ludzi, sam pomysł tego wolontariatu. Z tymi wolontariuszami i pracownikami hospicjum można konie kraść. Dzięki temu wolontariatowi dałam radę przejść przez ciężki okres w swoim życiu. Po kilku latach przeprowadziłam się do jeszcze innego miasta, w którym obecnie mieszkam. Tu zostałam wolontariuszką Fundacji Mam Marzenie, oraz, wraz z moimi przyjaciółmi oraz naszym ówczesnym Koordynatorem - o. Grzegorzem - zaczęliśmy prowadzić zajęcia z wolontariatu pedagogicznego.

Mój obecny wolontariat to zupełnie coś innego niż moje wcześniejsze wspomnienia. Ktoś kiedyś zapytał mnie, który wolontariat wspominam najmilej. Odpowiedź jest bardzo prosta. Wolontariat medyczny w hospicjum. Kocham tych ludzi. Tworzą oni najlepszą społeczność, w której można pracować. Wiele z nimi można zdziałać, bo są chętni do pracy, są, w pełnym tego słowa znaczeniu, altruistami, nie wahają się, kiedy ktoś prosi o pomoc, a na ich twarzach nieustannie gości uśmiech i mimo przelanych łez, kiedy odchodzi “ulubiony” pacjent, tam aż chciało się wracać. Pamiętam jeden dzień, kiedy miałam swój “dyżur wolontariatu”. Skończył się on dla mnie bardzo… smutno. Ale to zupełnie inny temat…

-------------

English version

Someone had asked me, when I first brought the topic of writing a blog, to write of what I have done before, to write about my previous work? So here we go…

Volunteer work is pretty amazing thing. I do this since I was about fourteen. Few places to live, so few foundations as well. It still brings me happiness. We, volunteers, know how it goes. One family, that you help, is really grateful. Keep smiling still. The others are completely different. There are complains nonstop. I know, you all will tell me, that we are only humans, and we are all different. But that doesn’t mean that what me and my friends do, doesn’t require any communication. And you all know that in addition to have a good relationship with a family you have to talk and discuss everything.

I love what I do. It gives me hope, strength to live another day. It makes me happy. So I’m not giving up so easily. I try my best every time. Lately, after about a month, when I had a little break from FMM, because of my MSc exam, I missed this! I missed my little kids. It was weird. Of course I had to account for all of my recent invoices etc. but I’ve been out of my foundation life. During my absence I realized that I can’t imagine my life without this. It’s a part of who I am.

I began my adventure with volunteer work with Foundation, which helps pure families . What a fourteen-year-old girl could do back then, you ask? You can help in different ways. By raising money for example. They are a lot of possibilities. It’s one of them. Then, I was a volunteer at Home for Single Mothers. I don’t have much good memories from that time. I don’t think that volunteer work is someone’s obligation. The nuns working there unfortunately thought that it is. Although infants and other babies were so worth it, to keep going, to keep coming there. When I was nineteen I moved out to another city. I went through special training, what allowed me to work at Hospice. I did that for over two years. I loved this. The idea, the people. It helped me go through tough time in my life. Then, when I moved out to the city, where I live now, I became a volunteer at Make-a-wish Foundation and together with my friends I started educational volunteering.

That’s completely different than my previous volunteer work. Once someone had asked me, which one I loved more, the answer is easy. Hospice. Best people to work with. Best community to do crazy and sometimes almost impossible things. I remember one day that ended up horrible for me, but … that’s another story for another day.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz